Jeśli lubicie się bać to najnowsza książka Keith Donohue jest dla Was. „O chłopcu, który rysował potwory” to książka trzymająca w napięciu od początku do końca, rozbudzająca wyobraźnię i zaskakująca na każdym kroku. Do tego każdy z bohaterów mierzy się z mieszkającym w nim potworem. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Proszyński i S-ka
Kto z nas nie bał się w dzieciństwie potworów, znajdujących się pod łóżkiem? JiP nie tylko się ich boi, ale również je rysuje. Chłopiec ze spektrum autyzmu zupełnie zapada się w swoim wykreowanym ołówkiem świecie. usiłuje wmówić rodzicom, że poza domem jest potwór, który chce wejść do środka i ich skrzywdzić. Rodzice początkowo nie wierzą chłopcu, ale pewne wydarzenia sprawią, że zaczną się bać bardziej niż ich syn.
Fabuła nie jest skomplikowana, ani zawiła. Ale to co wyróżnią tą książkę spośród innych tego typu to konstrukcja psychologiczna bohaterów. Każdy z nich jest po mistrzowsku odmalowany.
Matka chłopca, pracująca jako prawniczka w miasteczku, nie potrafi sobie poradzić z uczuciami względem syna. Kocha go nad życie, by jednocześnie nienawidzić jego agorafobii i zespołu Aspergera. Nie potrafi dotrzeć do syna, próbuje zwrócić się w stronę religii, ale również w kościele nie odnajduje ukojenia. To osoba, która miota się między swoimi emocjami.
Ojciec chłopca, tak bardzo chciałby, ab y jego syn był taki jak inne dzieci, że pozwala mu na wszystko. Jednocześnie wzbrania się przed posłaniem chłopca do ośrodka, w którym specjaliści mogliby mu pomóc.
Przyznam szczerze, że rodzice chłopca irytowali mnie. Sami zmagali się ze swoimi demonami, nie potrafili (nie chcieli) dotrzeć do chłopca, całkowicie ignorując jego próby zwrócenia na siebie uwagi.
JiP cierpiący na agorafobię i Zespół Aspergera jest zamknięty w swoim świecie. Nie tylko tym duchowym, ale również tym zewnętrznym. Chłopiec jest uwięziony w swoim świecie, do którego nie ma dostępu tak naprawdę nikt i choć jest to dość typowe dla zespołu Aspergera, tu odniosłam wrażenie, że rodzice wcale nie chcą do swojego syna dotrzeć. Jedyne, co mu więc pozostaje, to szukanie sobie pasji, której mógłby się oddać. Staje się nią rysowanie, ale nie rysuje on typowych dla dzieci w jego wieku rysunków. Jego pasją staje się rysowanie potworów. Wówczas w okolicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Jest jeszcze Nick – przyjaciel chłopca, syn sąsiadów. Jako jedyny przyjaźni się z nim i spędza z nim każdą wolną chwilę. Chce uwolnić się od JiPa i jego koszmarnych rysunków, ale nie potrafi, czując się wciąż odpowiedzialny za kolegę. Sam również zmaga się z problemami – jego rodzice nadużywają alkoholu. Mimo to, kiedy przychodzi co do czego jest w stanie stanąć w obronie przyjaciela.
„O Chłopiecu, który rysował potwory” wciągnął mnie natychmiast, nie mogłam oderwać się od książki. Napięcie, które autor umiejętnie buduje, sprawia, że sami czujemy oddech potwora na plecach. Książka jest świetnym horrorem, który wciąga, intryguje i dostarcza dobrej zabawy na naprawdę świetnym poziomie.
Klimat książki jest bardzo mroczny, czujemy grozę, w którą coraz bardziej wikłają się bohaterowie. Wchodzimy w świat JiPa i jego rodziców wodzeni ciekawością. Zastanawiamy się, co jeszcze jest się w stanie wydarzyć. A zakończenie – zaskakuje i sprawia, że długo po przeczytaniu książki jesteśmy myślami z JiPem i Nickiem.
„O chłopcu, który rysował potwory”, to książka, która jest w pewnej mierze złożeniem hołdu Stephanowi Kingowi. Akcja powieści dzieje się Maine, a w „Ręce mistrza ” Kinga obrazy również ożywały. Jednak nie można mówić tu o plagiacie. Choć nie da się uniknąć porównań, mimo wszystko książka jest na swój sposób bardzo oryginalna.
„O chłopcu, który rysował potwory” to książka warta polecenia każdemu, kto lubi klimat horroru i książki z nutką psychologicznego zacięcia. Polecam każdemu, choć fani Kinga na pewno będą się doszukiwali porównań.
Aleksandra Załęska
Average Rating