Od dawna nie jeżdżę na urlopy z biurami podróży. Powodów jest parę – czytając pierwsze strony kryminalnej komedii „Zbrodni po irlandzku” zaczęłam sobie przypominać, skąd moja niechęć. Mamy oto biuro podróży, które działa z większymi i mniejszymi sukcesami, ale oferta wycieczki do Irlandii to niewypał, a odbyć się musi. Uczestnicy wycieczki to zbiór indywiduów – barwnie i dowcipnie opisanych postaci. Tu sobie przypomniałam, że tolerancja to może nie moja najmocniejsza cecha, bo podróże z bardzo różnymi ludźmi wymagają otwartości i wyrozumiałości
I tak zatapiałam się w nową powieść Aleksandry Rumin „Zbrodnia po irlandzku”, śmiejąc się na głos z opisywanych sytuacji – bo autorka ma lekkość pióra Joanny Chmielewskiej, mojej pierwszej mistrzyni polskiego kryminału. Wycieczkowicze, ich pilot, pracownicy biura podróży to współcześni Polacy, opisani z humor, żartem, ironią i sarkazmem. Irlandia jest taka, jaką znamy z opowieści Polaków tam mieszkających. I zwiedzamy „szmaragdową wyspę”, gdy niespodziewanie na wycieczce jej uczestnikom zaczynają się trafiać wypadki. Wypadki na urlopach to jednak sytuacje, które się zdarzają wszędzie. Upadki ze skarpy, śmierć z powodu robienia sobie selfie w niebezpiecznym miejscu, zawały, utonięcia – o tym media donoszą codziennie. Gdy więc wypadkowi ulega pierwszy uczestnik wycieczki do Irlandii, nikt nad tym faktem głębiej się nie pochyla. A to nie koniec perypetii, to dopiero początek.
Nie będę zdradzać, ile wypadków było i czy były zupełnie przypadkowe – bo namawiam Was na tę lekturę. Jest idealna na lato, bo połyka się ją jednym tchem. To lektura idealna na podróż, na plażę i każde inne miejsce, gdzie chcecie odpocząć – tylko nie zapomnijcie popić jej czymś irlandzkim. 🙂
Małgorzata Lis-Skupińska
Aleksandra Rumin „Zbrodnia po irlandzku” Wydawnictwo Initium
Average Rating