0
0
„Moja łódka, czyli zwierzenia szaleńca” to relacja autora z 6-letniej samodzielnej budowy drewnianego jachtu. Począwszy od kupienia narzędzi i stworzenia stołu montażowego, poprzez kolejne etapy konstrukcyjne, aż po wodowanie upragnionej żaglówki oraz pierwsze rejsy na morzu.
Taki oto opis znajdujemy na okładce książki Piotra Targowskiego „Moja łódka”. Moja wiedza szkutnicza jest zerowa, ze statkami czy żaglówkami miewałam swojego czasu styczność tylko na wakacjach nad Bałtykiem. „Moja łódka” to swoisty pamiętnik mężczyzny, który wpadł na szalony pomysł zbudowania własnej łódki.
Ze szkutnictwem nie miał nic wspólnego oprócz ukończonego Wydziału Budowy Okrętów na Politechnice. Chcąc spełniać swoje marzenia, podjął się bardzo ciężkiego zadania, które nie raz było bardziej skomplikowane i problematycznie niż na początku przypuszczał. Po 6 latach, przerw, powrotów, niepowodzeń i sukcesów, w 2010 roku łódka odbyła swoje pierwsze wodowanie w Ustce.
Według mnie książka nie jest do strawienia dla przeciętnego czytelnika nie zainteresowanego budową własnej łódki. Może być świetnym przewodnikiem dla początkującego budowniczego, ale nie polecam osobom, które spodziewają się ciekawej opowieści. Szczegółowych opisów szpachlowania, tynkowania, wręgów, tego nie zdzierży po prostu nikt, kto nie jest inżynierem. Podczas czytania miałam ochotę krzyczeć „Zbuduj wreszcie tę łódkę i daj mi święty spokój”.
Podziwiam autora za wytrwałość podczas spełniania swojego marzenia, jednak najlepiej, gdyby zajął się budowaniem kolejnej łódki, a swoje przemyślenia publikował w specjalistycznych czasopismach, a nie dręczył niewinnych czytelników.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Novae Res. Więcej na moim recenzenckim blogu: www.magdalenaczyta.blogspot.com
Magdalena Zajkowska
Average Rating