Najpopularniejszy youtuber na świecie zamknął się w trumnie na 7 dni. W trakcie tego wyzwania, przekroczył magiczną barierę 200 milionów subskrypcji jego konta. Nie jest to pierwszy przypadek, gdy ekstremalne treści powodują rekordy wyświetleń. Zapytaliśmy psychologa o to, dlaczego jesteśmy głodni tak skrajnych emocji.
Odpowiada psycholog Alicja Wiśnicka z Poradni Zdrowia Psychicznego Harmonia Grupy LUX MED.
Czasy, w których żyjemy są przepełnione bodźcami. Jesteśmy przyzwyczajeni, że mnóstwo informacji dociera do naszego mózgu z każdej niemal strony. Uzależniamy się od nich, sami je wyszukujemy. Mając tak wiele możliwości w dostępie do rozrywki, informacji, nasze poszukiwania idą w kierunku coraz to mocniejszych treści. Twórcy się do tego dopasowują, dlatego przesuwają granicę coraz dalej, tworząc coraz „mocniejsze” i bardziej kontrowersyjne treści.
Nałogowe oglądanie treści wywołujących silne emocje jest oczywiście szkodliwe długofalowo, ale „tu i teraz” odczuwamy to jako coś przyjemnego. Ten mechanizm działa jak uzależnienie, a im bodziec mocniejszy i silniejszy, tym będzie to dla nas przyjemniejsze. Twórcy to wykorzystują, bo znają ten mechanizm i wiedzą, że im treść jest bardziej kontrowersyjna, tym przynosi im większą oglądalność materiału. Przyjemność widzów trwa jednak bardzo krótko, często ułamki sekund.
To sprawia, że ludzie stają się bardziej odporni na kontrowersję. To co, jeszcze niedawno wzbudzało w nas zaskoczenie, zdziwienie lub zażenowanie, teraz jest całkowicie normalne. Przykładem może być Big Brother, czyli program, który kilkanaście lat temu wzbudzał szok i ściągał przed telewizory wielomilionową widownię. Uczestnicy zostali zamknięci w specjalnie przygotowanym domu, a telewizja pokazywała ich relacje
i prywatne sytuacje. W tym momencie – jest to dla nas norma. Takie treści już nie szokują. Nie wynika to z tego, że „czasy się zmieniły”, ludzie po prostu się do tego przyzwyczaili.
Granica niemal nie istnieje. Nie ma chyba takiej rzeczy, której twórca by nie zrobił. Nie ma znaku, kodeksu czy normy, który wskaże, że tutaj kończy się granica dobrego smaku. Twórcy prześcigają się w coraz to nowych pomysłach na materiały, ale nie możemy mylić kreatywności z kontrowersją. Rozgraniczajmy to. Kwestia kreatywności nie jest problemem, zagrożeniem jest jedynie przesuwanie granicy kontrowersyjności treści, która może w końcu doprowadzić do bardzo szkodliwych skutków. I to w wielu wymiarach – znamy przecież przypadki twórców, którzy za swoje filmy zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej, gdyż np. znęcali się nad zwierzętami i relacjonowali to okrucieństwo. Również oglądanie takich treści, szczególnie przez osoby małoletnie, negatywnie wpływa na ich psychikę, może powodować stany lękowe, a nawet depresję. Największym zagrożeniem jest jednak przesuwanie granicy dobra i zła. Nastolatek/ka przez śledzenie takich treści nie zbuduje prawidłowego „kręgosłupa moralnego” i będzie chciał coraz bardziej przesuwać granice, bez poznania i rozumienia konsekwencji, które stoją za takimi społecznie nieakceptowalnymi zachowaniami.
Kolejny przykład – patostreamy, które przesunęły granicę bardzo daleko. Wzbudzają mnóstwo skrajnych, często nieprzyjemnych emocji, a my szukamy takich stymulantów. Im więcej ich przyswajamy, tym oczekujemy kolejnych. Ludzie przyzwyczajają się do bodźców, nawet tych silnych. To co, jeszcze chwilę temu było kontrowersyjne, teraz już nie jest. Duża oglądalność patostreamów wynika jeszcze z chęci podbudowania swojej samooceny. Takie treści pokazują często patologiczne sytuacje, których na co dzień nie widać i nie mamy z nimi do czynienia. Oglądając je, czujemy się lepsi od osób, które widzimy. Widać to np. poprzez wysyłanie tym ludziom donacji. Podczas takiego wspierania finansowego patotwórców często wysyłane są wyzwiska lub rozkazy wykonania poniżającego zadania, które wyświetlają się na ekranie i są czytane przez wygenerowany głos podczas transmisji. To również napędza oglądających i w niewłaściwy sposób buduje ich samoocenę.
Rodzice powinni mieć wgląd do tego, co ich dzieci oglądają w internecie. Bardzo popularnym stwierdzeniem jest „no takie mamy czasy”, a to jedynie wymówka. Rodzic zawsze bierze odpowiedzialność za swoje dziecko. Nieodpowiedni język, agresja fizyczna i słowna to nie są odpowiednie rzeczy dla dzieci. Ubolewam, że niektóre kontrowersyjne treści, które pojawiają się w internecie nie są nawet oznaczone znakiem „18+”.
Z mojej praktyki gabinetowej wynika, że uzależnienie od silnych emocji i „zastrzyków dopaminowych”, jakie serwują nam twórcy internetowi to poważny problem. To nie jest oczywiście jedyny czynnik, który ma negatywny wpływ na nasza kondycję psychiczną, ale stanowi pewną istotną część. Przez to, że mamy coraz mniej edukacyjnych treści, a przyswajamy więcej tych „płytkich” nasze postrzeganie rzeczywistości się zmienia, co także jest zagrożeniem. Młoda osoba, która wkracza w świat bardzo często chce zostać youtuber. I nie ma w tym nic złego – w końcu zawód jak każdy inny. Największym problemem jest uzasadnienie: dzieci mówią do mnie – „bo oni nic nie robią i mają dużo pieniędzy”. Młode osoby właśnie w taki sposób postrzegają rzeczywistość, a twórcy internetowi kojarzą się z łatwym życiem i szybkim zarobkiem i dlatego dzieci tego chcą. To duże niebezpieczeństwo, które płynie z coraz większego spłycania treści tworzonych w Internecie.
Average Rating