Około 26% Polaków akceptuje regulaminy bez ich wcześniejszego przeczytania[1]. Zgoda na niezrozumiałe zapisy może jednak prowadzić do poważnych konsekwencji finansowych, a ich zignorowanie nie chroni przed odpowiedzialnością. Tego rodzaju sytuacje mogą przydarzyć się np. przy korzystaniu z subskrypcji online, udzielaniu zgody na pliki cookies, czy też przy zawieraniu umów ratalnych i kredytowych. Jak zgubne jest to działanie, przekonał się mieszkaniec USA. Jego żona zmarła po wystąpieniu u niej reakcji alergicznej wywołanej najpewniej posiłkiem spożytym w jednym z parków rozrywki. W zaistniałej sytuacji, mężczyzna zdecydował się dochodzić swoich praw przed sądem. Pozwana korporacja powołała się jednak na klauzulę zawartą w warunkach korzystania z platformy streamingowej, którą mężczyzna zaakceptował kilka lat wcześniej. Zgodnie z nią we wszystkich sporach z firmą stosowany powinien być sąd arbitrażowy, a nie proces sądowy. Czy podobna sytuacja mogłaby się wydarzyć w Polsce?
Rosnąca świadomość Polaków
Powyższy przykład doskonale obrazuje, że wszystkie podpisywane przez nas zobowiązania powinny być dokładnie przestudiowane. Badania pokazują, że aż 83% ankietowanych Polaków uważnie analizuje umowy finansowe przed ich akceptacją lub stara się je przeczytać w całości. W porównaniu do roku 2020 jest to wzrost o 8%. Powodem tego może być większa wiedza konsumentów o ich prawach, a także ryzykach, które im grożą, gdy podpiszą dokument bez jego wcześniejszego czytania.
A jak ma się sprawa z regulaminami? W przypadku tych, związanych z wydarzeniami online, analizuje je jedynie 25% badanych, a 39% twierdzi, że stara się sprawdzać poruszone w nich kwestie[2]. Jest to więc ogromna różnica w porównaniu do umów. Tymczasem również i one powinny być dokładnie czytanie. Mogą bowiem zawierać między innymi zapisy umożliwiające zbieranie naszych danych, ukryte opłaty czy zgody na reklamy i spam.
Konsekwencje pośpiesznej akceptacji
Kiedy nie czytamy warunków, a mimo to je akceptujemy, ryzykujemy konsekwencjami, takimi jak utrata kontroli nad danymi osobowymi, zmiana zapisów bez powiadomienia, zgoda na arbitraż czy ukryte koszty. Podpisany przez nas dokument może np. zawierać w sobie zapisy o karach, niewspółmiernych do potencjalnych wykroczeń. Przykładowo mogą one dotyczyć konieczności zapłacenia tysięcy złotych za rezygnację z usług przed określonym terminem. Wówczas, nawet kiedy nie chcemy kontynuować współpracy z daną firmą, realnie tracimy możliwość jej rozwiązania. Inne, często spotykane pułapki to wysokie odsetki za opóźnienia w płatnościach (np. rat), które – w przypadku problemów finansowych, związanych np. z utratą pracy – mogą prowadzić do wpadnięcia w spiralę długów.
– Dodatkowo istnieją zapisy z ukrytymi płatnościami, np. w przypadku zawierania umów telekomunikacyjnych, gdzie comiesięczna opłata administracyjna za użytkowanie routera może przekraczać cenę abonamentu, zwiększając znacząco nasze finansowe zobowiązania. Kolejny niekorzystny punkt to ten pozwalający na podwyższenie ceny bez konieczności uzyskania naszej zgody. Niestety chwilowa nieuwaga może doprowadzić do tego typu niechcianych płatności, a ich nagromadzenie bywa poważnym obciążeniem dla domowego budżetu – mówi Marcin Siemienowicz, ekspert Intrum.
Ponadto należy też zwrócić uwagę na prawo do reklamacji. Niektóre zapisy mogą bowiem mówić o jego utracie lub ograniczeniu. Wówczas istnieje ryzyko, że zostaniemy z niedziałającym produktem i koniecznością nabycia kolejnego. Przykładem są zakupy online, zwłaszcza na międzynarodowych platformach, gdzie regulaminy często wyłączają lub ograniczają prawo do reklamacji, zwłaszcza gdy produkty pochodzą od sprzedawców z innych krajów. Podobnie sytuacja ma się z odpowiedzialnością za szkody, która występuje szczególnie często przy wypożyczaniu aut. Kiedy nie przeczytamy dokładnie dokumentów najmu, może się okazać, że nawet najmniejsza rysa na samochodzie będzie nas kosztować setki złotych.
Co zrobić, kiedy zawarliśmy niekorzystne zobowiązania?
W życiu zdarzają się różne sytuacje, czasem gonieni codziennymi obowiązkami przystaniemy na warunki bez ich wcześniejszego zgłębienia. Na szczęście w przypadku umów zawieranych z bankiem, prawo daje konsumentom możliwość odstąpienia w ciągu 14 dni od jej podpisania. Nie musimy podawać przyczyny, a także nie jesteśmy zobligowani do wcześniejszego kontaktu. Wystarczy złożyć odpowiednie oświadczenie.
Jeśli chodzi o inne zakupy, prawo również chroni konsumentów, zwłaszcza w przypadku umów zawieranych na odległość (np. przez Internet) lub poza lokalem przedsiębiorstwa. Zgodnie z przepisami, mamy możliwość odstąpienia od nich w ciągu 14 dni od otrzymania towaru, bez konieczności podawania przyczyny. To prawo dotyczy większości zakupów konsumenckich, jednak są pewne wyjątki, np. w przypadku produktów personalizowanych, biletów na wydarzenia czy nagrań audio i wideo, których opakowanie zostało otwarte.
Kiedy jednak umowa zawiera niekorzystne dla nas warunki, w pierwszej kolejności warto spróbować dogadać się z drugą stroną w celu zmiany jej zapisów. Często jednak to rozwiązanie zawodzi, ponieważ druga strona może nie chcieć wycofać się z korzystnych dla siebie punktów, co jest jej prawem.
– W takiej sytuacji warto sprawdzić, czy podpisywany dokument spełnia wymogi prawne. Jeśli okaże się, że jest sprzeczny z obowiązującymi przepisami, może być uznany za częściowo lub w całości nieważny, co może rozwiązać problem. Gdy nie mamy wystarczającej wiedzy, by samodzielnie to ocenić, możemy skonsultować się z prawnikiem, który dokładnie przeanalizuje to, co podpisaliśmy i doradzi, jakie kroki należy podjąć – podkreśla Marcin Siemienowicz, ekspert Intrum.
Darmowej pomocy udziela Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Warto się do niego zwrócić np. w celu ustalenia, czy zostały zastosowane klauzule abuzywne. Są to zapisy niezgodne z dobrymi obyczajami, które dodatkowo znacząco naruszają interesy konsumenta[3]. Istnieją zatem możliwości na wyjście z niekorzystnej sytuacji, bywają jednak kosztowne i czasochłonne.
Czy regulamin jest tożsamy z umową?
Wróćmy jednak do sytuacji, która wydarzyła się w parku rozrywki. Jak zakończyła się ta sprawa? Pod naporem opinii publicznej korporacja wycofała się ze swojej decyzji o zastosowaniu przytoczonych zapisów – wobec czego sprawa będzie rozstrzygana przez sąd. Pozwoli to na rzetelne zbadanie wszystkich okoliczności i ewentualnych naruszeń praw konsumenta. W przypadku tak poważnych roszczeń sędzia może niezależnie ocenić, czy odpowiedzialność korporacji była adekwatnie wyłączona. Zastanówmy się jednak, czy taka sytuacja mogłaby się wydarzyć w Polsce? Czy akceptacja regulaminu online może być uznana za zawartą umowę?
Odpowiedź brzmi twierdząco. Powyższe działanie jest prawomocne.[4]. Jego podstawę znajdziemy w Kodeksie Cywilnym w art. 384 §1: „Ustalony przez jedną ze stron wzorzec umowy, w szczególności zaś: ogólne warunki umów, wzór umowy, regulamin, wiąże drugą stronę, jeżeli został jej doręczony przed zawarciem umowy”[5]. Zatem zamieszczony na portalu zapis ma moc prawną, jeśli został przez nas zaakceptowany.
W świecie, gdzie z każdym kliknięciem pozostawiamy cyfrowy podpis, warto zwolnić na chwilę, aby zrozumieć, na co właściwie się zgadzamy. Lepiej poświęcić dodatkowe minuty na przeczytanie tego, co akceptujemy niż później spędzić lata na walce o swoje prawa w sądzie. Bo ostatecznie, jeśli nie kontrolujemy umowy, to ona zaczyna kontrolować nas. Tylko poprzez świadome podejmowanie decyzji możemy uniknąć pułapek, które czyhają na nas w świecie cyfrowych i prawnych labiryntów.
Average Rating