Przyznam szczerze, że, w skrytości ducha, czekałam na drugi tom „Błękitnokrwistych” Melissy de la Cruz. Nie dlatego, że tak strasznie zachwyciła mnie pierwsza część. Prawdę mówiąc, byłam lekko zawiedziona tym, że „Błękitnokrwiści” skończyli się, zanim na dobre się zaczęli.
Przyznam szczerze, że, w skrytości ducha, czekałam na drugi tom „Błękitnokrwistych” Melissy de la Cruz. Nie dlatego, że tak strasznie zachwyciła mnie pierwsza część. Prawdę mówiąc, byłam lekko zawiedziona tym, że „Błękitnokrwiści” skończyli się, zanim na dobre się zaczęli.
Kilka wątków, kilka postaci, zawiązanie intrygi i – ciach. Kup, czytelniku, kolejny tom. Wkurzające. Zwłaszcza, gdy ma się młodsze rodzeństwo, które łaknie opowieści o krwiopijcach i bezczelnie żeruje na dobroci rodziny… Byłam jednak ciekawa, co autorka wymyśli. Na tyle ciekawa, by wyprzedzić siostrzyczkę w lekturze.
W mojej opinii „Maskarada” jest lepsza od „Błękitnokrwistych”. To oczywiście nadal ta sama książka – książka o młodzieży i dla młodzieży, grzesząca uproszczeniami, miejscami dziurawa i rozbrajająco naiwna. A jednak – w „Maskaradzie” coś zaczyna się dziać! Główna bohaterka o niemożliwym do wymówienia imieniu jedzie do Wenecji, by szukać tam dziadka, a w tym samym czasie jej szkolna rywalka, Mimi, szykuje wielką imprezę. W gotyckich ruinach, a jakże! Generalnie chodzi o to, by odkryć, kto stoi za morderstwami wampirów i co takiego ukrywa rada starszych. Tak samo, jak w pierwszym tomie, mamy tutaj trochę informacji z przeszłości, tym razem pod postacią historii choroby psychicznej <sic!>, dowiadujemy się również więcej na temat pochodzenia błękitnokrwistych. Na dokładkę wątek romansowy, budzący zgrozę i zdumienie związek dwojga bliźniąt zakłócany regularnie przez Schuyler oraz historia cierpiącej na zaniki pamięci Bliss, która zaczyna przeczuwać, że to, co się jej przytrafia nie należy jednak do standardowego zestawu przeżyć odzyskującego pamięć wąpierza.
Bogu dzięki, autorka zrezygnowała z wymieniania marek noszonych przez bohaterów ubrań, skoncentrowała się za to na ich (bohaterów, nie ciuchów) relacjach, co wychodzi książce na zdrowie. Mamy więc morderczą w skutkach miłość Mimi do brata, mamy wątpliwości tegoż brata i jego ciche uczucie do Schuyler, mamy Olivera, który Schuyler potajemnie kocha oraz Bliss tęskniącą za podejrzewanym o morderstwa Dylanem, który, oficjalnie, nie żyje. A wszystko to w błysku fleszy, na salonach, w ekskluzywnych lokalach i gotowalniach najdroższych domów mody…
Niestrawny koktajl? Może… A jednak, z jakiegoś względu, książki de la Cruz po prostu sympatycznie się czyta. Autorka odeszła od klasycznego modelu wampira w stylu starego dobrego Draculi, ale nie powiela też schematu znanego chociażby ze „Zmierzchu” (młody, cierpiący, słodki do granic zemdlenia). Błękitnokrwiści to upadłe anioły, wygnane z nieba za czasów buntu Lucyfera, które odradzają się w ludzkich ciałach w kolejnych cyklach życiowych i wciąż marzą o powrocie do utraconego domu. Oczywiście są i tacy, którzy wracać nie mają zamiaru i wciąż knują. Coś czuję, że w następnych tomach poznamy i Gwiazdę Zaranną, bo wszystko ku temu prowadzi!
Książka jest prosta, napisana przejrzystym językiem i, znowu, jak dla mnie, nieco za krótka. Aż by się prosiło zagłębić bardziej w niektóre kwestie, napisać więcej o wampirzych mocach czy przybliżyć historię pozostającej w śpiączce matce Schuyler. Może następnym razem… Myślę, ze następny raz będzie (nie tylko ze względu na młodsze rodzeństwo), bo dalej jestem ciekawa, kto u licha jest zdrajcą!
Na koniec słowo o samym wydaniu – książka jest przepiękna. Oczywiście, zdarzają się malutkie błędy, ale to chyba obecnie standard. Na uwagę zasługuje śliczna okładka i bardzo sympatyczne ozdobne motywy w środku. Może dla dorosłego czytelnika takie drobiazgi nie są ważne, ale dla, dajmy na to, gimnazjalistki? Miło wziąć „Maskaradę” do ręki i miło na nią popatrzeć. Poczytać też miło – zwłaszcza, gdy nie ma się nabożnego stosunku do wampirów, gotyku i cierpień istot nieśmiertelnych. Podejrzewam, że co mroczniejszym istotom, zgryźliwe wtręty autorki (które osobiście odczytuję jako satyrę) mogą nie przypaść do gustu – reszta… Reszta zapewne odkryje w sobie podlotka i z przyjemnością będzie sobie wyobrażać, co by było, gdyby Paris Hilton wyrosły nagle kły.
Autorka: Magdalena Zielińska
Average Rating